AE: - Masz natchnienia?
Alicja Görlich: - Co najwyżej pomysły. Potem muszę zasiąść do komputera i nie ruszać się od niego przez trzy godziny. Jeden pomysł ewoluuje, mutuje, na końcu nie przypomina siebie z początku. Pisanie to warsztat rzemieślniczy. Jak w każdym warsztacie, i tu świadomie korzysta się z narzędzi. Jest ich sporo. Najważniejsze, to wiedzieć co i komu chce się przekazać. Potem rama - często są nią pierwsze i ostatnie zdanie. Potem frazy, ostrożnie odważane słowa dopasowane tak, by wszystkie ciasno do siebie przylegały. Na koniec przesłuchiwanie i szlifowanie, aż tekst zabrzmi.
AE: - Sama to odkryłaś?
AG: - Nie, nie miałam pojęcia, że tak można. Tego nauczyły mnie warsztaty literackie. Nie ukrywam, ale i nie bez zdumienia stwierdzam: poszło mi łatwo.
AE: - Czujesz się wyjątkowa?
AG: - Nie żartuj! Poznałam osoby, którym też poszło łatwo. To nie jest jakaś unikalna umiejętność. To tylko w kontekście mnie samej może wydawać się niezwykłe, ale tylko dlatego, że nigdy wcześniej nie pisałam.
AE: - Młoda nie jesteś.
AG: - Miła nie jesteś … „Nigdy nie mów nigdy”. Kiedy wydaje się, że większość nowych ścieżek biegnie zbyt stromo, nagle odnajdujesz jedną, nie przetartą, wcale nie taką stromą. I idziesz. Mam kolegę, który jako czterdziestolatek nauczył się grać na fortepianie.
AE: - I co, koncertuje?
AG: - Skąd! Nie wyobrażasz sobie chyba, że …
AE: - Więc po co?
AG: - Po nic. Dla przyjemności. Ja też tak.
AE: - To po co nacisnęłaś „opublikuj”?
AG: - Na pewno nie dla chwały i splendoru. Dla tego samego, dla czego pohukujesz w lesie albo w górach: żeby usłyszeć echo. Ja chcę usłyszeć echo.
AE: - Co robiłaś dotychczas?
AG: - Och ... żyłam. Uczyłam się. Rodziłam. Wychowywałam. Stałam u boku, z tyłu, biegłam, dotrzymywałam kroku, nie dotrzymywałam kroku.
AE: - A oprócz tego? Jakiś konkret?
AG: - Uważasz, że to, co powiedziałam, to nie konkret? No dobrze. Oprócz tego przez trzydzieści lat służyłam kapryśnej damie – biologii. Potrafiła sponiewierać, ale i unieść za horyzont. Biologia to nauka bez kresu.
AE: - Inspiruje cię?
AG: - Niezupełnie. Najczęściej jest w tle, w sposobie przyglądania się światu. Przede wszystkim łowię chwilę, moment, który jest jak ryba wyskakująca z wody: błyska i znika. Zostawia ślad na wodzie, ale i on nie trwa długo. Lubię zatrzymać obraz w słowach. Nie pociągają mnie fabuły, literackie „panoramy racławickie”. Lubię krótkie formy.
AE: - To posłuchajmy echa.