W obronie wilka morskiego
Gdybym była córką generała armii, może byłabym odważna. A gdyby mój dziadek był kapitanem żeglugi wielkiej, odziedziczyłabym pasję do podróży. Gdyby moja babcia była filozofem, może i moja mama byłaby filozofem, a ja łykałabym odmienne stany umysłu z zupą. Gdyby któryś pradziadek posiadł wiele języków, dumę miałabym wbudowaną w każdą moją komórkę, tak samo jak tę z powodu ojca prababci, który mógłby, to się zdarza, zginąć na barykadzie w obronie wielkich spraw. Gdyby mój brat odziedziczył muzykalność po siostrze babci, może i mnie skapnęłoby troszkę, przynosząc ulgę w lekcji muzyki. Podobnie z matematyką, malarstwem, podobnie ze sprawnością fizyczną, podobnie, podobnie, po nim, po niej. Spijamy śmietankę z kawy przodków.
Mój stół rodzinny jest tylko do połowy pełny. Naturalnie sięgam więc w stronę obfitości.
Co wybiorę? Nad wszystkimi dominuje babcia, domowa poetka, więc częstuję się. Tak jak ona mam upodobanie do słów. Ale na tym koniec. Nie jestem do niej podobna. Więc może skubnę z dziadka schowanego nieco za babcią? Łagodny, cierpliwy człowiek, dający sobie radę z temperamentem swojej upoetycznionej i rozpolitykowanej żony, pedantyczny i zdyscyplinowany urzędnik, miłośnik porządku rzeczy i umysłu. Też chyba nie, choć w mojej twarzy są jego rysy.
Druga strona stołu jest ledwie nakryta. Brakuje prawie wszystkiego. Nie miał kto jej zagospodarować, bo ci dziadkowie, przegnani ze swoich stron skutkami wojny, tam zostawili swoje opowieści, talerzyki w różyczki, kota i sąsiadów. A może nie było kota, a talerzyki, owszem, wzięli? Tylko że ja nic o tym nie wiem. Nie chcieli opowiadać, czy nie mieli o czym? A może nie miał ich kto zapytać? A może opowiedzieli, ale nie mnie?
Coś jednak na tym stole widzę. Dwoje biologów w jednym pokoleniu. W następnym - troje. Ledwie ich wszystkich znałam, a jestem piątą biolożką w tej linii. Więc to stamtąd przyszło zamiłowanie do nauk przyrodniczych? Jakaś opowieść się zawiązała.
A kiedy opowieści żadnej nie ma? Jak to jest, kiedy trzeba zbudować fundament, wykonać tygrysi skok, wyruszyć, spotkać i porzucić, kiedy nie ma po co odwracać się za siebie, kiedy jest się tym pierwszym, który dopiero da, przekaże, wygra. Który wie, że musi iść do przodu i trwać, uczyć się wszystkiego i oddzielać plewy od ziarna. Szukać mistrza. Jak to jest?
Może wtedy niektórzy pragną, by być jak Pippi Langstrumpf – wymyślają ojca wilka morskiego, który daje im pewność siebie.