Meandry inteligencji
Pewna „Pani Domu” – tak nazywał się awatar na forum - napisała, że zostawiła otwarte drzwi i jej Roomba po prostu wyszła z domu. Nie wiadomo, gdzie teraz przebywa. A za płotem las. Jakie będą tego konsekwencje, martwiła się, skoro Roomba nie ma naturalnych wrogów, czyli nie ma takiego drapieżnika, który by się oblizywał na jej widok, kiedy wesolutko i beztrosko sunie po mchu lub ściernisku.
Tym, którzy nie spotkali się nigdy z Roombą, wyjaśniam: Roomba to robot sprzątający, taki mały robocik w kształcie dysku, który pozwala delektować się człowiekowi nic nierobieniem, podczas gdy on sunie wzdłuż ścian, wchodzi pod stoły i objada się resztkami, które spadną człowiekowi z kącika ust. Trafia nawet do swojej bazy na drugim końcu mieszkania i sam się w niej dokuje. Po schodach nie chodzi, ale to kwestia czasu, wspinające się Roomby niechybnie się pojawią.
A tymczasem samotna Roomba, póki prądu w akumulatorze starczy, chodzi po lesie i sprząta. Wsysa igliwie i zeszłoroczne liście. Nie gardzi mrówkami i innym drobnym bytem. Głazy omija jak nogi stołowe. Mogłaby trafić do bazy, ale zapewne będzie to baza wojskowa lub harcerska. Las patrzy ze swej wysokości na dziwnego, hałaśliwego pędraka i nadziwić się nie może swym ścieżynom wysprzątanym niczym wybieg dla modelek. Czuje się nieleśnie, wręcz obleśnie, więc już knuje, jakby tu unicestwić dziwne stworzenie, co niczego się nie boi. Podstawia mu nagie korzenie, raz i drugi, i po chwili Roomba kieruje się wprost do zagłębienia pełnego wody. Amen. Był robot, nie ma robota. A taki był inteligentny.
Ten i podobny rozwój wypadków jest możliwy, bo, jak celnie skwitował jeden z rozmówców „Pani Domu”, przyroda nie cierpi sprzątania, więc Roomba wkrótce umrze.
Ja też nie cierpię sprzątania, szczególnie, gdy urządzenie robi wrażenie, jakby było mądrzejsze ode mnie. Na początku mu ufam, ale po trzech minutach widzę, że jednak jego inteligencja póki co nie przewyższa mojej, a raczej wystawia ją na próbę. Z jednej strony jest się z czego cieszyć, z drugiej – wkurzające.
Tak było z odkurzaczem pionowym, bezprzewodowym drugiej generacji, który ostatnio nabyłam. Nowe wydanie, aby było nowym wydaniem, otrzymało przełącznik w nowym miejscu, w rękojeści, tak aby mieć wszystko w jednym palcu. Efekt? Naciskam go niechcący, ilekroć biorę sprzęt do ręki – nie zawsze przecież po to, aby sprzątać, czasem, aby go oczyścić lub przestawić. Niespodziewany świst z siedemdziesięcioma decybelami na liczniku przeszywa moje nie przygotowane na atak uszy. Druga innowacja dotyczy wybiórczego traktowania śmieci. Nie wsysa (szereg wedle wielkości): muszych trupków, mysich bobków, pestek od jabłek, pestek od pomarańczy i pokruszonego makaronu. Wybredna maszyna. Kiedy klnę na jej maniery francuskiego pieska i odwieszam w bazie, ona spluwa na podłogę resztką nie połkniętych paprochów. Pod jej stopą zawsze jest śmietnik. Tego odkurzacza trzeba pilnować nawet bardziej niż Roombę, bo gdyby zaczął peregrynować po okolicy ze swoją skłonnością do niechlujstwa, natura mogłaby go wręcz polubić i problem ekologiczny gotowy.
No więc jak jest z tą sztuczną inteligencją? Na razie spoko. Dopóki naturalna nie wyewoluuje jeszcze o kroczek, nie musimy się obawiać, że Roomba wraz z odkurzaczem bezprzewodowym firmy, z której mam też lodówkę, wymkną się nam z domu, pójdą w malinowe chruśniaki, tam się inteligentnie rozmnożą i będą sobie żerować stadami na wysprzątanych, leśnych drożynach, pękając ze śmiechu na widok wilka lub jastrzębia.
Jeśli zaś chodzi o skuteczne wymykanie się, to mistrzami w tej konkurencji są wirusy. Przechytrzają nas. A więc raczej inteligentne. Ich inteligencja jest podejrzana, dla niektórych nawet bardzo, bo wygląda na sztuczną. Ja optuję jednak za prawdziwą. Moim zdaniem są nawet wybitnie inteligentne, bo nie biorą się za sprzątanie i matka natura się ich nie czepia.
Może ja też przestanę sprzątać i wzorem wyższych inteligencji będę żyła długo i szczęśliwie.
Styczeń 2022