Zośka weszła do klasy. Od progu widzieliśmy, że coś jest nie tak. Niosła pod pachą dziennik, a w ręce plik kartek o pogiętych brzegach, nieposkładanych, wyglądających, jakby je pośpiesznie zgarnęła ze stołu i w stanie bałaganu, na który najwyraźniej była obojętna, doniosła tutaj. Dziennik klapnął o blat. Zośka usiadła za stołem bokiem do nas i beznadziejnie patrzyła w okno. A najgorsze było to jej milczenie. Poprzez ciszę wolno docierała do nas prawda: kartki w ręce Zośki to nasza ostatnia klasówka z rachunku prawdopodobieństwa. Cisza gęstniała, Zośka siedziała, my drżeliśmy. I jeszcze ta torebka. Zamiast zawisnąć na oparciu krzesła, tkwiła wciąż na ramieniu Zośki. W końcu Jurek nie wytrzymał:
- Pani profesor, dlaczego ma pani torebkę na ramieniu?
- Bo mi zimno – wyrzuciła z siebie, a nam od razu zrobiło się cieplej.
(2019)