Zachód jesienią
Powoli, bezszelestnie
pochłania mnie cień.
Blask na trawach
wysycha.
Chłód wypiera
ostatnie promienie słońca.
Jedynie wzlatujące wysoko ptaki
niczego jeszcze nie zauważyły,
goniąc coraz wyższą granicę
między dniem i nocą.
Jedynie wierzchołki buków
rozmawiają ze słońcem,
licytując złote liście.
Ubieram się.
Odchodzę.
Oglądam się za siebie.
Wszystkie liście sprzedane.