Rzeka
Liść, który nieostrożnie się zachował
I wpadł w tę wodę, ciemną, nieruchomą,
Położył się na grzbiecie.
Nieświadom bytu dyskretnego nurtu
Opływał brzegi. Czy lewy, czy prawy
Było mu obojętne.
Zaczepki turzyc nazywał pieszczotą.
Mówiły mu: nic nie płynie, nic a nic.
Jesteśmy tu od wieków.
Niebieskie ważki i ptaki brodzące
Pod brzuchami chmur mówiły: jest jak jest.
Stoimy od przedświtu.
A rzeka płynęła swoim spodem.
Nagłe bystrze
rozsypało ją
srebrzyście.
Zakręciła łzą w oku,
Odmierzyła dno
Milionem drobnych
Kroków,
Tęczą podskoczyła,
Liściem zakręciła.
Wyszumiała żale.
Chciała czegoś,
Ale
Z sił opadła.
Uśmiech rozpięła od brzegu do brzegu.
Niech myślą, że jest jak jest, a sama
Przywarła do dna.