Myśl nieczystą należy namyślić, następnie zmyślać ją aż do wytworzenia białej piany.
Wymyśloną rozłożyć na słońcu, nakarmić, napoić.
Przyjąć.
(Bajki, których nie ma)
Dosiadłam okrakiem swoją myśl. Była czarna i kanciasta. Przypominała steraną kobyłę. Dawno nie wietrzona zalatywała stęchlizną. Uniosłam się na niej ponad dach. Potem widziałam ptaki siedzące na czubkach drzew porastających pobliską górę, u stóp której stał mój dom. Dociskałam udami nierówne boki myśli, by sunęła dalej. Robiła to niechętnie, z ociąganiem, ale szła - wyżej i wyżej. Mój horyzont rozszerzył się. Ogarniałam wzrokiem kilka wsi naraz, a z czasem dalekie miasta. Był środek dnia, słońce grzało, wiatr zatykał mi uszy, nie słyszałam więc mamrotania i gburowatych czknięć myśli. Przestałam zwracać uwagę na niewygodę związaną z nieprzyjemnymi wyrostkami wysterczającymi z boków mojego koślawego wehikułu. Gdzieś nad Lewoczą zauważyłam, że gruzłowatości na mojej pokrace jakby zmalały. Potem miałam wrażenie, że wręcz zniknęły. Słońce przybliżyło się ku zachodowi, ciągle jednak było jasno i ciepło. Było mi wygodnie, mogłam nawet położyć się na myśli, która nie wiadomo kiedy zmiękła i pojaśniała. Tak leżąc sobie, nie zauważyłam, że znów jestem nad czubkami znajomych drzew. Spłynęłam na łąkę i przypięłam myśl do kołka, aby się jeszcze popasła i nawdychała ziół. Z daleka wyglądała jak motek białej wełny, wręcz owieczka.