– Nie słyszę ptaków – Wiktor, drwal o wielkich łapach, odłożył siekierę i zadarł głowę ku wierzchołkom drzew. – Przecież to wiosna.
– Dobrze, że jeszcze drzewa szumią, ale jak tak dalej pójdzie, to i one umilkną. Co się porobiło, co się porobiło – kręcił głową Sasza, sąsiad Wiktora, z którym od niepamiętnych czasów drwalował w Puszczy. – Doczekaliśmy się!
– No ale żeby nawet na ptaki polowały?
– A pieron wie … Rozbestwione takie, że i na ptaszki się rzucają.
Sasza przerzucił nogę przez leżące drzewo i usiadł na nim okrakiem.
– Pieprzona ochrona gatunków. Wzięli pod te ich ochronę te swoje czerwone kapturki – Sasza szyderczo wykrzywił usta – to i mają: babcie się rozpanoszyły, żyją stadami na obrzeżach nadziane tymi, no … endoprotezami, rozrusznikami… .
– Podobno wilki wycofały się nawet na moczary – Wiktor nie odrywał wzroku od koron drzew.
– A ty słyszałeś – Sasza nasunął daszek nad czoło – że kiedyś wilki osaczyły bandę czerwonych kapturków i je zmasakrowały. Tylko że potem same zdechły, bo czerwone były tak napakowane po kieszeniach elektroniką – Sasza klepnął wielką łapą w bok spodni – że jeszcze długo grały wilkom w bebechach empetrójki, telefony i te inne szpeja.
(2017)