DŻDŻOWNICA
Skończyła się zima. Powietrze było wilgotne i pachniała ziemia. W kącie podwórka, z dala od ciepłych promyków słońca, brudną kałużą spłynęła do kanału ostatnia gruda śniegu. Tam, gdzie słońce na dłużej zatrzymywało swoje ciepłe światło, zaczęły nabrzmiewać pąki drzew i krzewów i zazieleniła się trawa. Już przed świtem słychać było głośne trele ptaków, czekających na wschód słońca. Wiosna. Ulewne deszcze spłukały zimową szarość, a podmuchy coraz cieplejszych wiatrów wyczarowały spod ziemi zieleń. Wiosna!
- Pora na dłuższy spacer! – powiedziała mama niby to do siebie, niby do okna, przez które patrzyła, a już całkiem głośno zawołała :
- Macierzanko! Może byśmy tak poszły na spacer? Przestał padać deszcz i ziemia tak pięknie pachnie!
Macierzanka ma całe pięć lat i lubi spacery z mamą. Choć zawsze wędrują do tego samego parku, to za każdym razem jest inaczej. Zawsze zdarza się coś, czego wcześniej by nie wymyśliły! Macierzanka więc szybko ubrała kurteczkę, zapięła na rzepy swoje zielone trampki i gotowa wyprzedziła mamę w drzwiach.
Parkowe alejki już zostały posprzątane po zimie. A teraz po deszczu jeszcze bardziej lśniły w słońcu. Macierzanka lubi mokre alejki, bo wtedy podeszwy jej trampek wydają taki dźwięk, jakby głośno mlaskały. Razem z mamą wbiegły do parku, aby sprawdzić, czy dziś trampki też będą mlaskać. Wysoko unosiły nogi: ciap, ciap, ciap!!
Ale co to!? Nie ma gdzie stopy postawić ! Na alejce tłum! Ten tłum nie idzie, nie biegnie, ale pełznie! W różnych kierunkach suną małe i duże …. Co to? Brr! Macierzanka zatrzymała się i z wykrzywioną buzią patrzyła pod nogi. Ale wstrętne! Długie! Śliskie! Takie różowe! Brr, na pewno gryzą! W ogóle dlaczego aż tyle i na mojej ścieżce! Z drogi! JA idę! Zaraz cię nadepnę, idź sobie ty… brzydactwo!... I malutka nóżka w zielonym buciku już unosi się do góry, by zebrać w sobie siłę i wylądować na stworzonku, które dalej sobie pełznie nieświadome wyroku, jaki został wydany przez właścicielkę buta. Szczęśliwie jednak zielony bucik zatrzymał się tuż nad stworzonkiem, co oznaczało, że ciekawość zwyciężyła nad obrzydzeniem, a dziewczynka zapytała:
- Mamusiu, a co to właściwie jest? - jeszcze ciągle z niechęcią na buzi, ale i z zaciekawieniem kucnęła na ścieżce i zaczęła pilnie się przyglądać małemu stworzonku.
- To jest dżdżownica – odparła mama i wydawało się, że to wszystko, co miała do powiedzenia. Ale mama Macierzanki tylko dała dziecku czas, by mogło się chwilę zastanowić. Macierzanka była mądrą dziewczynką i już po chwili zasypała mamę pytaniami :
- A dlaczego ona się tak nazywa? A dlaczego ona jest długa? Czy ona nie ma nóg? Dokąd ona idzie? Gdzie ona mieszka? Czy ona ma braciszka? Czy ona lubi jabłka? A czy mogę ją wziąć do ręki? A gdzie ma buzię, bo chcę jej dać biszkopta. Czy mogę ją wziąć do domu?
Mała dżdżownica niestety nie mogła zobaczyć szeroko otwartych z zaciekawienia oczu dziewczynki, ani usłyszeć jej szczebiotu, bo dżdżownica, jak świat światem, nie ma ani oczu ani uszu. Ale czy to znaczy, że też za nic ma jasne i ciepłe promienie słońca? O nie! Ona czuje ciepło i światło całą powierzchnią swojego długiego ciała. Dlatego w tym dniu ciepłym, mokrym i słonecznym wraz z setkami sobie podobnych mieszkańców trawnika wyruszyła powitać pierwszy przyjemny, wiosenny dzień. Mała dżdżownica nie spodziewała się jednak, że powitanie wiosny może być tak niezwykłe i, co tu dużo mówić, przerażające! Bo oto została uniesiona w górę, zwisając swobodnie między dwoma malutkimi paluszkami. Ale nie było jej źle. Naprężyła wszystkie swoje mięśnie, by wyglądać okazalej i nie tak bezbronnie.
Tymczasem mała dziewczynka przyglądała się lśniącemu i nieco śliskiemu ciału dżdżownicy. Było śmieszne, bo składało się jakby z wielu ciasno przylegających do siebie pierścionków.
– Tych pierścionków – powiedziała mamusia – u dżdżownicy jest sto! A u niektórych jej kuzynów nawet i sto pięćdziesiąt! Te pierścionki inaczej nazywa się segmentami, a ciało zwierzątka - ciałem segmentowanym, seg-men-to-wa-nym – powtórzyła mamusia.
- Ona jest goła! Nie ma futerka i na pewno jest jej zimno! – nagle rozżaliła się dziewczynka, nie zwracając uwagi na to trudne słowo.
- Jeśli tak się martwisz o nią, połóż ją lepiej w trawie – mamusia pociągnęła córeczkę za rękę, aby zachęcić ją do wypuszczenia zwierzątka na wolność.
- Ona lubi wilgoć – dalej opowiadała mamusia. - Cała jest wilgotna i dobrze się czuje w mokrej ziemi. Macierzanko, proszę, połóż ją w trawie! - nalegała mamusia – zobaczymy, co zrobi dżdżownica.
A dżdżownica zaczęła błyskawicznie wślizgiwać się szczelinkę u podstawy kępki trawy.
- Ale jeszcze mam dla ciebie biszkopta! – zawołała dziewczynka do znikającego w jamce zwierzątka. – Uciekła! Tak szybko! – Macierzanka była rozczarowana. Widząc zdumione oczy córeczki, mama pospieszyła z wyjaśnieniem:
- Dżdżownicy łatwo wśliznąć się pomiędzy grudki ziemi, bo jej ciało pokryte jest śliskim śluzem.
- Jeszcze cztery ruchy i jestem już cała schowana!– mała dżdżownica szybko zniknęła z powierzchni ziemi, bo chyba miała dość przygód, jak na jedno powitanie wiosny. Zgłodniała. Od razu zaczęła pochłaniać duże cząstki ziemi wraz z kawałkami korzonków i listków świeżej trawy. Połykając ziemię, pogłębiała korytarz, którym posuwała się do przodu. To, co zjadła, przepychało się przez jej brzuszek na koniec długiego ciała i wydostawało na zewnątrz (z wyjątkiem pysznych trawek, które uwielbiała i zatrzymywała w brzuszku na dłużej). Jedząc i ryjąc, ryjąc i jedząc, mała dżdżownica robiła pod ziemią nie kończące się korytarze. To samo robiły inne dżdżownice. Jadły i rosły. Rosły też wiosenne kwiatki dzięki temu, że dżdżownica zrobiła kanaliki, którymi do ziemi wniknęły woda i powietrze, konieczne wszystkim korzonkom rosnących roślinek.
Trochę rozczarowana szybkim zniknięciem zwierzątka dziewczynka stała chwilę w trawie, najwyraźniej jeszcze o czymś myśląc. Bardzo trudno jest zadać pytanie, choć świat dziwi i zaprasza nas do rozmowy. Popatrzyła na ciasteczko trzymane w ręce i niewiele myśląc położyła je w miejscu, w którym jeszcze przed chwilą był koniec dżdżownicy.
- Ona tu wróci, prawda? – niepewnie zapytała, ale mamusia tylko rozłożyła ręce. - Nie wiem, czy wróci, ale wiem na pewno, że ciasteczko nie będzie jej smakować. Wiem też, że na pewno wyjdzie spod ziemi w inny dżdżysty dzień, kiedy nadmiar deszczu zaleje jej korytarze i będzie musiała z nich uciekać.
Przez te dżdżownice trochę im się popsuła zabawa w ciapkanie trampkami, ale Macierzanka nie miała żalu do nikogo. Najważniejsze, że w porę zatrzymała trampki. Może jutro znów się spotka ze znajomą dżdżownicą?
Mamusia mówiła o dżdżownicy: zwierzątko. Do tej pory Macierzanka myślała, że zwierzątko musi mieć cztery nogi, jakąś sierść, uszy, oczywiście zęby, no i czasem też ogon. A tymczasem u dżdżownicy niczego takiego nie ma, a też jest zwierzątkiem! Hm, ciekawe… .
Maszerując przez park ułożyły wierszyk o dżdżownicach:
Na mokrej ścieżce zlanej deszczem
Dżdżownice pełzną bezszelestnie.
A jest ich tyle, co kropli dżdżu.
Między krokami doliczysz stu.
Wychodzą z ziemi w dżdżysty dzień,
Stąd dżdżownicami zwiemy je.
Info-Ramka „wiedzieć więcej”
W królestwie zwierząt dżdżownice należą do bezkręgowców wyższych, a w ich obrębie do typu pierścienic, po łacinie Annelida. Słowo Annelida znaczy pierścieniowate i wskazuje na pierścieniowate segmenty, które tworzą ciało dżdżownicy. W każdym segmencie ciała powtarzane są narządy wewnętrzne pierścienic, z wyjątkiem układu nerwowego i przewodu pokarmowego, które ciągną się przez całą długość ciała. Wszystkie segmenty są niemal identyczne.
Większość innych pierścienic żyje w wodzie morskiej, ale dżdżownice są organizmami lądowym. To pierwszy powód, dla którego dżdżownice są wyjątkowe. Żyjąc na lądzie, musiały przystosować się do warunków lądowych, a więc oddychać tlenem z powietrza, przystosować swoje ciało do działania grawitacji (w środowisku wodnym grawitacja jest kompensowana siłą wyporności wody!), a ponadto chronić zarodki swego potomstwa przed niekorzystnymi warunkami lądowymi, na przykład niedostatkiem wody. Z wszystkimi tymi problemami dżdżownice sobie poradziły w toku ewolucji i dlatego teraz są tak powszechne i liczne.
Ciało naszego zwierzątka pokryte jest oskórkiem i śluzem, które chronią je przed wysuszeniem i drobnymi urazami podczas drążenia kanałów w ziemi.
Narządy zmysłów ma słabo rozwinięte z powodu podziemnego trybu życia.
Drugim powodem, dla którego dżdżownicom należy się szczególna uwaga, to ich pożyteczność. Żyjąc w glebie, uczestniczą w jej formowaniu i użyźnianiu. A jak? Drążąc w niej tunele, dosłownie ją wyjadają wraz z zawartymi w niej resztkami roślinnymi, którymi żywią się dżdżownice. W przewodzie pokarmowym połknięta ziemia ulega „obróbce”: jest wzbogacana w związki azotowe. Wydalone przez dżdżownicę wzbogacone resztki dostają się do gleby, dostarczając azot, niezbędny wzrostu dla roślin. Tym sposobem gleba jest przemieszczana, napowietrzana i użyźniana. W ciągu jednej doby dżdżownica potrafi przepuścić przez przewód pokarmowy tyle gleby, ile sama waży!