W przyborniku na biurku pośród wielu innych drobnych przedmiotów leżała agrafka. Rozpinała się i zapinała nerwowo. Spinacz, który leżał tuż obok, dałby głowę – gdyby ją tylko miał – że agrafka płakała. Już od dłuższego czasu ją obserwował i widział, że coś niedobrego z nią się dzieje. Była spięta. Choć zrobiona z nierdzewnej stali, nie miała ani grama blasku. Spinacz próbował zahaczyć rozmowę to o pogodzie, to o ścisku w przyborniku, ale ona nic. Czasem tylko groźnie odpinała swój ostry koniec, strasząc blisko leżące drobiazgi, po czym znów zamykała się w sobie. Pewnego dnia nie wytrzymał. Skorzystał z okazji, gdy z przybornika wychodziła gumka, przysunął się do agrafki i niby niechcący – spiął się z nią. Podskoczyła, by uwolnić się od spinacza, ale on zaczepiony był na dobre.
– Odczep się – powiedziała ostro.
– Niestety nie mogę. Raczej ty się otwórz – w głosie spinacza była zaczepka, ale i pewność, że jego taktyka przyniesie oczekiwany efekt. Miał pewne doświadczenie, bo spinał kiedyś papiery na biurku w pewnej poradni psychologicznej.
– Od kilku dni płaczesz. Czy mógłbym ci pomóc? – łagodnie zapytał spinacz.
W tym momencie agrafka, próbując po raz kolejny uwolnić się od sąsiada, sprężyście wypięła swoje ostrze. Popatrzyła nim prosto w tępe zakończenia spinacza i wyrzuciła z siebie:
– Czy ty to w ogóle zrozumiesz?!
Spinaczowi trochę zrobiło się przykro, ale spokojnie odparł:
– Trzeba próbować. Widziałem już trudne teksty. Może i z tym dam sobie radę. Mów.
Agrafka chwilę rozważała słowa spinacza. Zdawało się, że znów się zepnie, ona jednak wyszeptała rozżalonym tonem:
– Internet mało o mnie pisze. A ja przecież tylu ludziom honor uratowałam.
(2017)