ŁĄKA
Przyjechały buldożery.
Zryli ziemię.
Do cholery!
Przecież tutaj była łąka.
To był dom motyla, bąka.
Tu pająki wiły sieci!
Dokąd teraz trzmiel poleci?
Tutaj słońce zieleń bieli, w letniej pławiąc ją kąpieli.
Tu z zapachów wiłam wianki. Lśniła rosa śniąc poranki.
Księżyc w pełni kładł się nocą, kusząc gwiazdy, co karocą
Na tę łąkę przyjeżdżały i na mokrych źdźbłach siadały.
Mówisz, że ta łąka wróci.
Może wróci,
lecz nie ona.
Wróci całkiem odmieniona.
Ranna, smutna, wątła, licha,
zagubiona, obca, cicha,
I ubrana w marną szatę, jak straszydło w zielska szmatę.
I obrazi świat kolcami, brudną grudą między źdźbłami.
Będzie żebrać u wrót nocy, by ją okryć światła kocem,
By ją gwiazdy odwiedziły, czarną grudę przytuliły.
I tak będzie żyć latami o bukietach wspomnieniami.
(marzec 2015)