Każdy obraz Beksińskiego jest jak opowieść gotowa rozwinąć się w kolejny tom. Patrząc, myślę co jest poza obrazem, co to za świat, który wdziera się przez ramę, zieje chłodem, strachem, albo smrodem rozkładu, atakuje trzeszczeniem, rykiem lub zaledwie drżeniem. Beksiński maluje światy złowrogie, nieludzkie, chore, które wciągają.
Ale ten jeden, który długo miałam jako tapetę w smartfonie, wzbudza we mnie czułość, łagodność i współczucie. Nadal nie wiem, z kim z tego obrazu tak mocno się identyfikuję.
Tło obrazu jest niejednolicie szare, ale wiem, że to biel, biel śniegu pogrążonego w ciemności. Ciemność nie jest zupełna. Wyczuwa się delikatne rozświetlenie płaszczyzny tak, jakby światło przecierało się gdzieś spoza horyzontu, wyznaczonego linią styku ołowianego nieba i pustej, śnieżnej przestrzeni.
W oddaleniu widać ciemny kloc budowli. Przypomina bardziej wysoki bunkier, albo wieżyczkę łodzi podwodnej, niż ludzkie siedlisko. U jej szczytu jarzą się dwa punkty. Może to jednak okna, a za nimi człowiek. A może tam już nikogo nie ma? Może ostatni człowiek to ten, który leży ufnie w dłoniach humanoida, dominującego obraz?
Nie wiem kogo najpierw opisać. Obie postacie są jednakowo zagadkowe i obie budzą to samo zaskakujące uczucie tkliwości. Wielka postać z żółtym łbem, a właściwie czaszką, na której widać anatomiczne szwy, niebieskimi oczodołami wpatruje się w to, co mocno trzyma bambusowatymi palcami. Czy ta postać, pokraczna, choć ubrana w zapięty brązowy płaszcz z szerokimi ramionami, klapami i kołnierzem, wie, że trzyma człowieka? Chroni go, czy w następnym momencie zmiażdży kruche ciało zdobyczy? Człowiek, skulony w dłoniach wielkoluda, ma czerwony strój z kapturem zarzuconym na głowę. Widzimy go od tyłu. Malutka postać pochyla się do przodu, jakby opierała głowę o pierś humanoida, a ten palcami jednej dłoni otula plecy ludzkiej istoty. Druga jego dłoń zamyka się w kształt siodełka, w którym człowiek siedzi. Wydaje się, że jest bezpieczny. Wystające z czerwonych nogawek bose stopy są wiotkie i bezradne.
Jeśli kiedykolwiek zdarzyło ci się trzymać w dłoniach ptaka, to na obrazie są te wszystkie uczucia, które wtedy miałeś.
A teraz pisz księgę.
Tytuł? A wiesz, że nie wiem …