Truskawki, czereśnie, papierówki - to naznaczone oczekiwaniem owocowe kroki od czerwca do lipca, to czas dojrzewania wiosny do lata, to pora młodych liści prześwietlonych słońcem. Potem wakacje i borówki przycupnięte na leśnych skrajach, maliny zawsze z tłuściutkim lokatorem i ciepłe poziomki pachnące jak nic na świecie. Czas zapachów. Mój dziecięcy, swoisty kalendarz: od chwili, gdy zakwitały drzewa, na przykład stare grusze z burzą bieli na szczycie sięgającym drugiego piętra, aż do dnia zrzucania owoców.
A najpiękniej pachniały mi opadłe gruszki. Miały zapach powrotu z wakacji, po których było się kimś innym niż przed nimi. Kiedy późnym popołudniem wjeżdżaliśmy w ogrodową okolicę domu, mając jeszcze w pamięci poranek na wsi, uderzał mnie zapach gruszek, i wiedziałam: leżą już w trawie, roztrzaskane, pobrudzone ziemią w pęknięciach skórki, z żerującymi na nich mrówkami i osami. Powietrze od fermentujących owoców było gęste i treściwe. Do tego drzewa miały jakby więcej liści, a trawa była wyższa i ciemniejsza.
Zawsze coś się z tą zielenią działo podczas mojej nieobecności.
(2020)