Boże, niechżeż on przestanie się na mnie gapić! Pisz, baranie, patrz w zeszyt, jest matma, skup się, zresztą rób cokolwiek, ale nie ślij mi tych spojrzeń, które uciekają, gdy tylko podniosę głowę znad ławki. Myślisz, że nie widzę? Myślisz, że ci nie współczuję? Doskonale wiem, co to znaczy marzyć o spotkaniu oczu. Czy tobie, baranie, nie przychodzi do głowy, że ja kieruję swój wzrok w inny kąt klasy? Że codziennie wstaję o szóstej, żeby poupinać jakoś tę cholerną strzechę. Że codziennie spóźniam się, aby wejść niczym konferansjer na scenę, by zwrócić na siebie uwagę, ale nie wszystkich, i na pewno nie twoją, baranie, wystarczyłaby mi ta jedna z ostatniej ławki. Że stojąc i dukając pod tablicą na fizyce mam wszystko w gardle nie dlatego, że zaraz dostanę gałę, ale dlatego że wyobrażam sobie, że teraz, zaraz, na przerwie na pewno, on podejdzie do mnie blisko, bliziutko, i powie, że możemy kiedyś razem pouczyć się tej fizyki, że wszystko jest proste, tylko trzeba dobrać słowa. Potem mogłabym się zrewanżować angielskim, konwersacja to w języku obcym podstawa. Wyobrażam sobie, że kiedy go już trochę nauczę - może nawet dostanie piątkę - znajdę jakiś tekst po angielsku z tym słowem na el. Nie powiem mu wprost, nie, to takie pensjonarskie, ale go naprowadzę. I on sam na to wpadnie. Na razie jednak, baranie spod okna, nie denerwuj mnie tym swoim lepkim, śluzowatym spojrzeniem. Pomimo, tak, mimo tego, że widziałam go z Kaśką w czułym nachyleniu.
(2018)