ROZMOWA PRZY OTWIERANIU LODÓWKI
Karol stał przed otwartą lodówką, jakby próbował zapamiętać wszystkie opakowania wraz z datami przydatności do spożycia.
– Z głodu raczej nie umrzemy – powiedział.
Ton uwagi balansował pomiędzy podziwem a lekceważeniem.
– Nie musimy umierać z głodu – odparła Karolina, akcentując ostatnie słowo. – Możemy sobie umrzeć normalnie – dodała znad zlewu, gdzie walczyła z przypaloną patelnią.
Karol usiadł przy stole. Od kubka z jogurtem oderwał aluminiowe wieczko i starannie je oblizywał. Pomiędzy liźnięciami powiedział:
– Tylu ludzi nie może sobie wybrać własnej śmierci – liznął znów – i umierają na przykład z głodu. A my m o ż e m y sobie umierać n o r m a l n i e – przekorny uśmieszek Karola powędrował za łyżeczką w głąb jogurtu. – Przynajmniej na tak zwany dzień dzisiejszy.
– Robisz wrażenie, jakbyś przyprawiał jogurt sarkazmem.
Karolina zdjęła fartuszek i usiadła na przeciw Karola.
– N o r m a l n i e oznacza śmierć, jaką mamy daną – powiedziała, uważnie śledząc ruchy Karola. - Żaden wybór. Śmierć w normalnych warunkach, czyli po spełnionym długim życiu, w dobrym otoczeniu, najlepiej we śnie i po niczego nie zapowiadającej lekkiej kolacji.
– Idylla z happy endem? – Karol uniósł brwi i skrobnął w dno kubeczka – Tak sobie wyobrażasz?
Karol skrobnął jeszcze raz i oblizał łyżeczkę. Oparł dłonie o blat, aby wstać.
– Poczekaj – Karolina nachyliła się nad stołem i złapała go za dłoń. – Może w przyszłości tak będzie, że człowiek u schyłku życia będzie mógł o tym zdecydować, wybrać moment.
Karol usiadł i wyczekująco popatrzył na Karolinę.
– Konieczna byłaby profesjonalizacja tego finałowego aktu – mówiła dalej – uzgodnienia, warunki, szacunek i empatia. Przede wszystkim empatia. Ważne też byłoby miejsce: salon, gabinet …
Karolina popatrzyła za okno, potem z powrotem na Karola.
– Nazwa miejsca dowolna, jak … – wykonała kilka kółek przegubem, jakby nawijała włóczkę na palec – … jak klinika włosa, fabryka fryzur, a może mniej pretensjonalnie. Negocjujesz swoje potrzeby, wyobrażenie, korzystasz z doświadczenia firmy i jej perfekcyjnego specjalisty od kosmetyki śmierci. Najważniejsze jest to, że decydujesz się, gdy wszystko już trwa za długo i przestajesz się interesować życiem. Chcesz przeżyć swoją śmierć, rozumiesz. Technologie idą w takim kierunku, że będzie można przenieść się do wirtualnego świata. I śmierć to będzie niepowrócenie z niego. Powstanie twój awatar, tam, po drugiej stronie.
Zrobiła przerwę, ale Karol milczał.
– Będziesz mógł stopić się z muzyką lub z obrazem, stać się skałą albo drzewem. Taki wybór! Ja – popatrzyła na Karola - ja bym chciała stać się muzyką. A ty?
– Zaskakujesz mnie. Mam dopiero trzydzieści pięć lat. Może oceanem? Poza tym, mów za siebie.
– Jasne, sorry. W pakiecie – tembr jej głosu powędrował w górę, była wyraźnie rozkręcona – będzie też oczywiście zachęta do powrotu do życia, ale jak będziesz mieć, to znaczy jak ja będę mieć na prawdę dość, to nikt mnie nie przekona. Jeśli będzie mi się chciało jeszcze dyskutować – uśmiechnęła się i spojrzała znów za okno. – Gorzej w sytuacji, gdy nawet mówić mi się nie będzie chciało, albo po prostu nie będę zdolna do wyrażania myśli. Na taką okoliczność powinno się mieć zakontraktowanego kuratora, czyli opiekuna pięknej śmierci. Będzie można go posiadać od któregoś tam, powiedzmy, dziewięćdziesiątego roku życia. Taki rodzaj zabezpieczenia – dodała jakby na marginesie. – Za życia ubezpieczamy się na wypadek śmierci, ale jest to gratyfikacja dla żyjących, którzy pozostaną bez nas. A umowa z kuratorem, czy jak wolisz – opiekunem, tytuł m a znaczenie, będzie zabezpieczeniem twojej, sorry, mojej dobrej śmierci, będzie w mojej sprawie i po mojej stronie, opiekun będzie znał moje upragnione wcielenie.
– A co z ciałem? – nagle przerwał jej Karol.
Rzeczowość pytania lekko rozmijała się z jego swobodnie wyciągniętymi nogami i głową odchyloną do tyłu.
– Ciało? Zniknie. Rozsypie się. Ciało zniknie.
Karolina wstała, jakby dla dalszego ciągu wywodu potrzebowała wysokości.
– To przecież tylko futerał z biodegradowalnego materiału, całkowicie ekologiczny, w każdej formie pożywny dla środowiska!
– Wyjąwszy endoprotezy i inne implanty – wtrącił Karol.
Stanęła za nim i położyła mu dłonie na ramionach.
– Człowiek rozpłynie się w pięknie – powiedziała miękko, jakby nie słysząc wrzutki Karola – Śmierć będzie samym pięknem.
Umilkła. Na sekundy zapadła cisza.
– Kochanie, zjedz coś. Albo napij się. Jesteś chyba odwodniona. Bredzisz.
– Nie bredzę, o nie, ja nie bredzę, ja marzę – zdjęła dłonie z jego ramion wyraźnie rozczarowana.
– Jak się zwał, tak się zwał. Zjedz coś, albo się napij.